Wyjazd do Melia Jardines del Rei wypadł w zasadzie z konieczności – sami raczej byśmy go nie wybrali. Odwołano nam inną wycieczkę i zaproponowano w zamian Kubę. Zgodziliśmy się bez wahania, chociaż później – po przeczytaniu opinii zaczęliśmy wątpić czy dobrze zrobiliśmy (i ten przydługi opis będzie po trosze odpowiedzią na przeczytane opisy).
Teraz, po powrocie mogę powiedzieć tak: dobre opinie są dane trochę na wyrost a te złe są krzywdzące. Postaram się być obiektywny ale będzie to obiektywizm podszyty subiektywnością naszych preferencji.
Hotel „na wejściu” robi dobre wrażenie, zwłaszcza jak się ma w pamięci wszystkie te przeczytane niepochlebne opinie. Dodatkowo znaliśmy już uwarunkowania gospodarcze i kulturowe przemycone przez rezydentkę w krótkim powitaniu i spodziewaliśmy czegoś gorszego. Fakt – organizacja zakwaterowania i część powitalno-organizacyjna jest zupełnie inna niż w europejskich hotelach turystycznych co może wzbudzać lekkie poczucie chaosu ale odrobina cierpliwości i serwowane drinki pomagają w przetrwaniu. W ogóle cierpliwość jest tam niezbędna do przeżycia, więc jeśli jej nie posiadasz – nie jedź na Kubę (co pewnie jeszcze kilka razy powtórzę)... ale do rzeczy. Po budynkach hotelowych widać już ślady zmęczenia mimo, że jest on stosunkowo nowy. Praktycznie na każdym kroku widać pracowników, którzy coś sprzątają (zwłaszcza tereny zielone) lub naprawiają. W pokojach jest czysto chociaż widać, że przewinęło się przez nie już wielu turystów, którzy to i owo zdążyli już nadpsuć. Osoby sprzątające pokoje przykładają się do swoich obowiązków, a nawet czasami zostawiają miłe niespodzianki które wywołują uśmiechy. Może niektórym czytelnikom się przytrafią, więc nie zdradzimy jakie, żeby nie psuć wrażenia Gdyby pracownicy mieli do dyspozycji takie środki do sprzątania jak my, pokoje by lśniły nowością jeszcze parę lat, niestety zauważyliśmy, że radzą sobie tylko z jednym detergentem do wszystkiego i wziąwszy to pod uwagę uważamy, że są w swoim fachu mistrzami.
Jedzenie... Czytaliśmy, że jedzenia mało, że niedoprawione, że trzeba wcześnie ustawiać się w kolejkach i takie tam. Jedzenia nie jest mało w żadnym razie. Takie wrażenie można odnieść ponieważ część bufetowa restauracji jest bardzo mała i często trzeba donosić to co goście biorą i tak się w rzeczywistości dzieje. Trzeba trochę odstać w kolejce po dania przygotowywane na bieżąco ale cóż... jeśli nie jesteś cierpliwy nie jedź na Kubę. Nie jest to jednak w żaden sposób przesadnie uciążliwe. Napoje przynosi obsługa, a ponieważ ma do obejścia wiele stolików to może chwilę potrwać. Ale chwilę. Tak w ogóle największym utrapieniem w głównej restauracji byli inni goście ale to zauważyliśmy już w innych hotelach – nie tylko na Kubie – i nie będziemy się nad tym za bardzo rozwodzić. Restauracje tematyczne (a odwiedziliśmy 3) były różne. Meksykańska na szóstkę, Orientalna na czwórkę a Kubańska... litościwie nie będziemy oceniać. Jedzenie wszędzie na Kubie jest niedoprawione. Odnosi się wrażenie, że Kubańczycy nie znają się na kuchni tak samo jak na modzie i to z tego samego powodu: noszą to co mają a nie to co chcą, i tak samo jest z jedzeniem.
Są jeszcze snack bary ale korzystaliśmy może 2 razy więc nie mamy wyrobionej opinii.
Podsumowując – brak przypraw i trochę większe kolejki tu i ówdzie nie są powodem, że będziesz chodzić głodny/głodna, ale to raczej nie jest miejsce na odbycie podróży kulinarnej.
Aha, kawę lepiej wypić przy barze a nie w restauracji. Herbaty w zasadzie się tam nie pija.
Drinki to osobna kwestia. I główna podczas wakacji na Kubie Przygotowywane są z namaszczeniem, tak że czasami trzeba chwile poczekać, ale jeśli nie jesteś cierpliwy... no wiadomo. W zamian za chwilę czekania, masz w ręku dobrego drinka a poza tym jak już piąty raz czekasz i widzisz jak się go robi to w końcu możesz z zamkniętymi oczami robić je sam/a. Polecam mojito nad oceanem (jest osobne miejsce tylko do mojito i dedykowany przygotowywacz).
Generalnie rum leje się strumieniami a cukru idzie na tony. I to tego lepszego, oczyszczonego. Nie możemy narzekać.
Wieczorne występy widzieliśmy może 2 razy i były całkiem przyjemne (odnosiło się wrażenie, że są przygotowane przez zawodowych tancerzy i scenarzystów). I tyle.
Przy basenie jedynie przechodziliśmy w drodze do pokoju, z założenia nie używamy basenów mając pod nosem ocean bo to... głupie po prostu. Woda w oceanie cudowna i ciepła, plaża przyjemna chociaż w Polsce znalazłbym kilka ładniejszych, ale połączenie wody i plaży jest jedyne w swoim rodzaju. Nie udało nam się doświadczyć sytuacji braków leżaków, niezależnie od pory dnia. Jeśli komuś się to zdarzyło (a czytaliśmy o tym) może mieć pretensję do innych gości, którzy z samego rana rezerwują miejsce za pomocą ręczników a potem z niego nie korzystają. No ale to zdarza się wszędzie.
W hotelu (jak i na całej Kubie) występują trudności z dostępem do Internetu i komunikacją telefoniczną, które w idealnych warunkach są błogosławieństwem bo pomagają się wyciszyć i naprawdę odpocząć, choć nie są to trudności nie do przeskoczenia. Jeśli jesteś uzależniony od fejsa i różnej maści komunikatorów możesz się czuć nieswojo, ale powinieneś dać radę. Tak... przy odrobinie cierpliwości.
Jedyne, do czego możemy się naprawdę przyczepić choć nie jest to raczej wina hotelu, to okresowe zmniejszenie (czasem znaczne) ciśnienia wody (występowało przez dwa dni na cały siedmiodniowy pobyt). Zazwyczaj przypadało na popołudniowy szczyt powrotu z plaży, kiedy wszyscy chcieli wziąć prysznic. Normalnie nie byłoby ono takie uciążliwe ale wyjazd nastąpił w okresie zagrożenia pandemią i utrzymanie higieny było niezbędne. Uważam że taka informacja powinna być podawana na wszystkie możliwe sposoby zwłaszcza, że rum nie zdezynfekuje wszystkiego
I na koniec odpowiem malkontentom czepiających się pięciu gwiazdek – dla przeciętnego Kubańczyka ten hotel ma prawdopodobnie 20 gwiazdek. A może nawet 30. To jest świat, który niewielu może sobie nawet wyobrazić, w którym turyści mają pod dostatkiem dóbr i atrakcji, których tambylcy nie doświadczą prawdopodobnie nigdy w życiu. I to sprawia, że czasami robi się przykro, zwłaszcza po obejrzeniu części tej mniej pokazowej Kuby. Więc nie narzekajcie proszę. Wakacje są po to, żeby się wyluzować i oderwać od rzeczywistości. Niech o jakości tych wakacji świadczy fakt, że nie widzieliśmy co się dzieje na świecie (a działo się dużo) i zostały zorganizowane tak, żebyśmy nie musieli się tym przejmować. Rezydentka powiedziała na samym początku wszystko co powinniśmy wiedzieć i co w zupełności wystarczyło.
Braliśmy udział w dwudniowej wycieczce do Hawany, z przewodniczką Pauliną i Wiktorem (przewodnikiem ze strony kubańskiej – taki urzędowy przykaz). Mimo, że mecząca i intensywna to jednak pouczająca i godna polecenia. Mam wrażenie, że zobaczyliśmy wszystko co trzeba i jeszcze kilka dodatkowych miejsc, które warto. Polecam słuchać tego co mówi przewodnik (w tym przypadku przewodniczka) bo informacje, które podała powodowały zupełnie inny odbiór Kuby.
Przeloty i transfery bez zarzutu, opieka również. Czegóż trzeba więcej...