Hotel da Aldeia

PRZYJEMNY MIEJSKI HOTEL (+ ZDJĘCIA) Zaznaczam, że to była moja pierwsza podróż z biurem Itaka do Portugalii. Po siedmiu dniach wycieczki objazdowej nie marzyliśmy z żoną o niczym innym, jak o odpoczynku nad oceanem. Jak na trzygwiazdowy hotel to wszystko było w porządku. Wiadomo, że nie wiadomo jakich luksusów nie można się też spodziewać. Z zewnątrz budynek dobrze się prezentuje. Widać, że był niedawno odświeżony. Tak samo jest z częścią pokoi, niektóre już przeszły gruntowany remont, a inne jeszcze na niego czekają. Nam trafił się ten przed remontem, przy głównej drodze. Na szczęście łazienka była już nowiutka i bardzo przyjemna. Turyści narzekają, że jest głośno. Owszem, bo hotel leży przy głównej ulicy. W dzień jest tutaj gwarno i tłoczno, gdyż trwa wędrówka plażowiczów. Natomiast wieczorem ulica żyje głównie dzięki licznym barom i imprezowniom, takim jak Mambo, Savannah czy Heaven. Teraz pytanie: po co ktoś tutaj przyjeżdża? Jeżeli jest nastawiony na relaks i dobrą zabawę to będzie miał gdzie i fajnie spędzić swój wieczór. Natomiast jeżeli szuka spokoju to musi wziąć pokój od strony ogrodu i basenu. Po tamtej stronie hotelu nie słychać już hałasów z głównej ulicy. My, będąc młodymi ludźmi, korzystaliśmy z nocnego życia Albufeiry. Hotel położony jest w samym centrum Nowego Miasta, a do plaży jest 500m. Tutaj trzeba od razu zaznaczyć, że Albufeira dzieli się na dwie części: starą i nową. My jesteśmy w nowej, a zatem do starej trzeba dojść. Zajmuje to około 30 minut pieszo. Wychodząc z hotelu wystarczy skręcić w lewo i iść cały czas prosto, aż do ruchomych schodów prowadzących na plażę i rynek. Do najbliższego supermarketu (w tym wypadku, Pingo Doce) jest około 10-15 minut w górę od hotelu. Z kolei do Mc Donald's około 20 minut. Najdalej położony jest Lidl, bo aż 40 minut drogi. Stare miasto zachwyca swoimi wąskimi białymi uliczkami oraz tętniącym życiem rynkiem. Na urokliwym ryneczku zawsze ktoś gra lub śpiewa. W licznych barach i restauracyjkach można spróbować wielu przysmaków, w zależności od naszych preferencji. Ceny są dość przystępne. Jeżeli natrafimy na „happy hours”, to wypijemy piwo już za 1 Euro!  Jest też kilka lokali serwujących typowe fast foody. Najbardziej ucieszyliśmy się z promocji na lody, które nabyliśmy po 1,50 Euro!  Absolutnie nie można narzekać na serwis w tym hotelu. Recepcjoniści byli bardzo życzliwi i czasami do nas sami zagadywali. Moje nazwisko kończy się na „ski” i o też była z nimi debata. Portugalczyków bawią nasze nazwiska. W restauracji kelnerzy zawsze donosili jedzenie, gdy go zaczynało brakować. Wieczory umilała zaproszona na kolację śpiewaczka. Część stolików w restauracji jest wystawiona na zewnątrz. Lubię jeść na świeżym powietrzu, dlatego było mi to na rękę. Hotel posiada basen oraz brodzik. Ilość leżaków również jest wystarczająca. Basen ma bardzo ładny kształt. Jego głębokość jest różna, od około 1,5 m do 2,5 m. Także spokojnie da się w nim popływać. Maluchy natomiast mogą korzystać z brodzika. A teraz kilka słów o jedzeniu. Na śniadanie było codziennie to samo czyli jajecznica, rozmaite kiełbaski, boczek i fasolka. Natomiast na drugim stole znajdowały się wędliny oraz sery. Dodatkowy plus, że na śniadanie były zwykle dwa rodzaje owoców. Bardzo polubiliśmy z żoną ananasa po posiłku śniadaniu na lepsze trawienie, także polecamy! Teoretycznie można się przyczepić, że śniadania były monotematyczne i pod Brytyjczyków, ale duży wybór sprawiał, że każdego dnia jadłem coś innego. Z kolei obiadokolacje były bardzo urozmaicone, np. kaczka z pomarańczą, indyk w ananasie czy kurczak piri-piri. Genialne były też ich zupy. Szczególnie zapamiętałem tą w stylu Algarve. Zawsze były też cztery rodzaje sałatek do wyboru. Przeważnie jedna z nich była z pysznymi owocami morza, najczęściej z ośmiornicą. Moim zdaniem najlepsze jedzenie było przez dwa ostatnie dni naszego pobytu, czyli dorsz w kremie oraz spaghetti! Zauważyłem również, że w Portugalii lubią serwować frytki z sałatką oraz mięsem czy rybą. Do obiadokolacji również były owoce oraz pyszne desery. Wydaje mi się, że dwie posiłki dziennie to był dobry wybór, przynajmniej nam wystarczyło. Dzięki temu trzy razy wybraliśmy się do lokalnych restauracji. Zwykle, przy opcji all inclusive, nie jesteśmy w stanie zjeść cokolwiek poza hotelem. Polecamy z małżonką spróbować wyśmienitych chińskich potraw w chińskich restauracjach niedaleko hotelu. Ostatecznie naliczyliśmy ich aż trzy. Ceny w nich są bardzo przystępne, gdyż za zupę zapłacimy już 2 Euro, a danie główne to koszt od 5-6 Euro. Zwłaszcza urzekły nas różne sposoby serwowania krewetek, których jesteśmy wielkimi fanami. Śmiało możemy również polecić pizzerię nieopodal hotelu, w głębi głównej ulicy. Jej druga siedziba znajduje się przy deptaku niedaleko rynku. Nie pamiętam już nazwy, ale szyld był z drewnianych desek. Generalnie niedroga i pyszna pizza z fajnymi promocjami, do godziny 17.00 można kupić dwie w cenie jednej. Wzięliśmy udział w dwóch wycieczkach fakultatywnych. Pierwsza z nich odbywała się statkiem wzdłuż wybrzeża Algarve. Przepiękne formy skalne zabierają dech w piersiach. Największe wrażenie zrobiła na nas naturalna grota Benagil. Można tam dopłynąć tylko od strony oceanu. Przy odrobinie szczęścia można zobaczyć pływające w oceanie delfiny. Nie jest to żart! W Atlantyku żyją one naturalnie. Druga wycieczka dotyczyła urokliwych miasteczek na wybrzeżu. Zaczęliśmy od Silves, które było pierwszą stolicą regionu Algarve. To urokliwe miasteczko położone na wzniesieniu, nad którym góruje zamek z czasów Maurów. Bilet wstępu wynosi jakoś 2,50 Euro. Warto również zwiedzić XIII-wieczną katedrę oraz muzeum archeologiczne. Co roku w sierpniu odbywa się festyn średniowieczny. Kolejnym punktem było Lagos. Zwiedziliśmy kościół Św. Antoniego wraz ze sporym muzeum. Najbardziej polecamy w czasie wolnym popłynąć łódkami do Ponta de Piedade. Te formy skalne robią niesamowite wrażenie. Można śmiało negocjować cenę z właścicielami łódek stacjonującymi w porcie! Ostatecznie popłynęliśmy za 10 Euro! Następnie przejechaliśmy na przylądek Św. Wincentego. Ogromne wrażenie robią strome klify, o które rozbijają się fale oceanu. To tutaj można kupić „Ostatnią kiełbaskę przed Ameryką”! Myślę, że z czystym sumieniem mogę polecić ten hotel. Liczna gwiazdek jest uzasadniona, a lokalizacja dobra. Najczęściej chodziliśmy na najbliższą plażę. Podobało nam się, że w razie zbyt dużego upału można schronić się przed słońcem pod skalnymi formami. Polecam także przejść się wzdłuż wybrzeża, aż do starego centrum. Na początku będzie to trudne, gdyż ścieżka wiedzie przez skalne pagórki. Jednak widoki zapierają dech w piersiach! Na wybrzeżu Algarve jest strasznie dużo turystów z Anglii. Jest o tyle dla nas, Polaków komfortowe, że większość sklepikarzy czy kelnerów mówi po angielsku. W tym języku są też wywieszane wszelkie plakaty i informacje. Zdarzało mi się także zobaczyć szyldy mówiące o akceptacji funtów jako środka płatniczego! Jeżeli ktoś nie chce korzystać z wycieczek fakultatywnych, to polecamy wypożyczyć samochód lub komunikacja publiczną udać się do pobliskiego Portimao. Piękne miasteczko z niesamowitą plażą. Niedaleko Albufeiry jest także ogród zoologiczny. Nie byliśmy tam co prawda, ale inni uczestnicy wycieczki nie byli zachwyceni tym miejscem.