Wycieczka w 100% godna polecenia! Była to moja pierwsza podróż do Azji i bardzo się cieszę, że poznawanie tego kontynentu zaczęłam właśnie od Sri Lanki. Wspaniałe widoki, przemili ludzie i brak wszechobecnej komercji sprawiają, że już tęsknię za Cejlonem – na pewno tam wrócę, raczej wcześniej niż później! Program wycieczki obejmuje najważniejsze punkty wyspy i jest doskonałą mieszanką historii, natury i kultury. Miłośnikom zwierząt z pewnością spodoba się wizyta w sierocińcu słoni w Pinnawali i safari po parku narodowym Minneriya, osoby zainteresowane Buddyzmem będą miały okazję zwiedzić najważniejsze obiekty związane z tą religią, a wspinaczka na Sigiriyę (w mojej opinii najmocniejszy punkt wycieczki) zachwyci absolutnie każdego – co za widoki! Należy podkreślić, że, pomimo bogatego programu, wycieczka nie jest przesadnie forsująca i nikt, niezależnie od wieku, nie powinien mieć problemu z nadmiernym zmęczeniem. Z programu usunęłabym jedynie pokaz tańców – grupa nie wydawała się szczególnie nim zainteresowana, a późniejsza wizyta w Świątyni Zęba dostarczyła nam „efektów dźwiękowych” w o wiele bardziej autentycznej oprawie |) Na ogromną pochwałę zasługuje pilot Łukasz – to przede wszystkim jego wiedza, zdolności organizacyjne i podejście do grupy pozwoliły nam na maksymalne wykorzystanie czasu wycieczki. Pan Łukasz dzielił się nie tylko wiedzą dotyczącą zwiedzanych obiektów, ale i informacjami praktycznymi (co kupić, czego spróbować, jak się targować), był otwarty na potrzeby grupy, a podczas objazdu i pobytu w Negombo, gdy tylko pozwalał na to czas, zapewniał wszystkim chętnym dodatkowych aktywności, takich jak rafting, przejażdżka na słoniach, wycieczka na południe wyspy (z Galle, wylęgarnią żółwi i rejsem po rzece Madu) czy masaże ajurwedyjskie. Pilot korzysta z nadajników słuchawkowych, więc w trakcie zwiedzania można ze spokojem robić zdjęcia nie martwiąc się, że coś nam umknie, nadajniki mają dość duży zasięg. Jeśli chodzi o kwestie organizacyjne – przeloty liniami Emirates to strzał w dziesiątkę: komfort podróży ma tutaj duże znaczenie, biorąc pod uwagę, że zwiedzanie rozpoczyna się bezpośrednio po przylocie na miejsce. W Dubaju mieliśmy czterogodzinną przerwę – odważni zdążyli w tym czasie wyruszyć na ekspresowe zwiedzanie miasta, pozostali mieli czas na posiłek (vouchery zapewniły linie lotnicze). Autokar na Sri Lance – wygodny, choć bez toalety. Warto zabrać coś cieplejszego do ubrania, bo klimatyzacja działa tylko w systemie on/off :), więc bywa dość chłodno, a wyłączenie klimy przy panujących temperaturach nie wchodzi w grę, w pięć minut robi się nieznośnie gorąco. Lankijski przewodnik, kierowca i pomocnik kierowcy byli przemiłymi, uśmiechniętymi ludźmi, zawsze chętnymi do pomocy. Byli zaopatrzeni w butelkowaną wodę, którą można od nich zakupić w niskiej cenie. Hotele na objeździe czyste, z solidnymi śniadaniami i kolacjami (poza hotelem w Kandy, gdzie były pewne zastrzeżenia w obu kwestiach), często bardzo malowniczo położone. Jeśli planujemy spędzać wieczory na dworze, warto zaopatrzyć się w spraye na komary. Z Wi-Fi bywały problemy, choć oficjalnie każdy z hoteli dostęp do internetu oferuje. Obiady – codziennie w formie bufetu, w restauracjach na trasie przejazdu. Pilot podaje cenę w danym miejscu (850-1250 rupii lankijskich), a jeśli ktoś nie ma ochoty, może zająć miejsce razem z grupą niczego nie zamawiając. Na Sri Lance koniecznie trzeba spróbować tamtejszych owoców - już tęsknię za smakiem ananasów i bananów. Znajdziemy ich pod dostatkiem w hotelowych restauracjach, oraz na bazarach. Styczniowa pogoda była idealna – minimum deszczu, jeśli już padało, to w nocy, albo wcześnie rano, gdy akurat byliśmy w autokarze. Temperatury około 30 stopni, w górach troszkę chłodniej – w Nuwara Eliya około 17 stopni, więc warto zabrać bluzę lub kurtkę. Kąpiel w oceanie, przy temperaturach wody dochodzących do 30 stopni, to prawdziwa przyjemność, ale należy pamiętać, że kąpiemy się na własną odpowiedzialność – na Sri Lance nie ma prywatnych, strzeżonych plaż. Jednak zachowując zdrowy rozsądek, można bez obaw pozwolić sobie na zabawę wśród fal :) Część „pobytowa” – wybraliśmy Hotel J, czyli podstawową opcję. Hotel schludny, z dość podstawowym śniadaniem (do wyboru śniadanie kontynentalne lub lankijskie), ale za to z pysznymi, trzydaniowymi kolacjami (wybór z karty). Dość kameralnie, nietrudno było znaleźć wolny leżak, a basen, pomimo niewielkich rozmiarów, nigdy nie był szczególnie oblegany. Po plażach spacerują sprzedawcy oferujący turystom swoje towary (ubrania, pamiątki), ale ich obecność nie jest uciążliwa – mogą podchodzić do leżaków tylko na wyraźną prośbę zainteresowanych kupnem wypoczywających. Wi-Fi działa bez zarzutu, także w pokojach. Przedłużenie doby hotelowej kosztuje 50 dolarów, przy późnym wylocie jest to bardzo wygodna opcja – i argument za wyborem właśnie tego hotelu, w pięciogwiazdkowych taka przyjemność jest oczywiście droższa.