Planując tegoroczne wakacje mieliśmy z mężem jeden cel: leżeć i nic nie robić. Taaa, pomyślałam i buchnęłam śmiechem! Leżeć i nic nie robić to kompletnie nie w naszym stylu, ale po tylu razach, kiedy głównie zwiedzaliśmy, tym razem miało być inaczej. Cel: Turcja po raz pierwszy. Miejscówka? Żaden wielki kurort, coś na uboczu, hotel koniecznie przy plaży. Poszukiwania rozpoczęłam od przeglądania map Google i tak padło na Kiriş i hotel Sailor's Beach Club. HOTEL Hotel już od samego wejścia zrobił na mnie kapitalne wrażenie: nie ma zadęcia, jest normalnie, oryginalnie, ze smakiem, stylowo, luźna atmosfera, w lobby wygodne kwieciste kanapy i mnóstwo zieleni. Od razu po przekroczeniu progu wiedziałam, że tak! to więcej niż pewne - tutaj na pewno wypoczniemy. To jak z miłością od pierwszego wejrzenia - albo trafi nas strzała Amora albo nie. Zameldowanie odbyło się błyskawicznie. Personel uśmiechnięty, dobrze mówiący po angielsku, ja nie miałam najmniejszego problemu z komunikacją. Pomimo wcześniejszego przyjazdu z lotniska pokój dostaliśmy natychmiast. Przejście z recepcji do budynków mieszkalnych wiedzie przez ogród. Matko przenajświętsza! Weszłam i przystanęłam! Nagle nieważny stał się upał i fakt, że miałam na sobie dżinsy, które chciałam jak najszybciej zamienić na strój kąpielowy. Matko przenajświętsza! Ja w tym ogrodzie mogłabym zamieszkać! Część mieszkalna to cztery budynki, a ich usytuowanie w tak pięknym otoczeniu to atut nad atutami. Sam ogród codziennie był pielęgnowany przez pracowników, krzewy regularnie przycinane, codzienne zraszanie. Wieczorny zapach kwiatów – oszałamiający i odurzający! Do tego ten specyficzny mikroklimat… Dla mnie: bajka! POKÓJ Pokój dostaliśmy na drugim piętrze w budynku nr 1. Cóż by tu pisać o pokoju? Schludny i przyjemny, z balkonem, duże łóżka: jedno podwójne, drugie pojedyncze – materace niezwykle wygodne. Do przykrycia coś na kształt grubszego prześcieradła, w szafie dodatkowe koce dla zmarzluchów. Duża szafa, komoda, ławka, taboret, lustro, szklanki, lodówka, zestaw do szycia (igły i nitki), telewizor. Do tego dwa plastikowe krzesełka i stół na balkon. Klimatyzacja sprawna, działająca wyłącznie podczas przebywania w pokoju (uruchamiana na klucz), ale nie było potrzeby wychładzania pokoju bardziej. Jej usytuowanie było takie, iż nawiew sterowany z pilota był wyłącznie na łóżko, ale po ręcznym ustawieniu skrzydełek dmuchało już na ścianę, więc było OK, żadne z nas nie nabawiło się kataru. Ci, którzy narzekają na zapach stęchlizny w pokoju – jeżeli nadmiernie schładzamy, a jednocześnie nie wietrzymy i nie osuszamy pokoju, to nie oczekujmy zapachu fiołków. Wystarczy pokój przewietrzyć, a klimatyzację ustawić na osuszanie i to rozwiązuje problem nieprzyjemnego zapachu. Łazienka duża, dwie umywalki, dwa dozowniki z mydłem w płynie, duże lustro, suszarka do włosów, kubki na szczoteczki, wygodny prysznic, toaleta ciut wyżej zawieszona niż mamy w Polsce, ale można było się przyzwyczaić do machania nogami podczas korzystania. Żartuję. Dosięgałam podłogi, nie machałam :) Kilka sztuk ręczników hotelowych, wymienianych wg potrzeb. Wyposażenie pokoju i łazienki – część rzeczy nowa, część starsza, ale to bez znaczenia, nie jestem przecież z sanepidu i nie po to jadę na wakacje, żeby przeprowadzać testy białej rękawiczki, przesiadywać w pokoju i rozwodzić się nad stanem wyposażenia. Czystość absolutnie bez zastrzeżeń. Jeśli ktoś życzył sobie sprzątanie – wystarczyło na drzwiach wywiesić odpowiednią karteczkę z informacją. Sprzątania nie oceniam, bo o nie nie prosiłam. Z resztą nie wyobrażam sobie jaki niby bałagan miałabym zrobić spędzając większość czasu poza hotelem? Jadąc na urlop nie oczekuję skakania wokół mojej osoby i fantazyjnego układania ręczników| większą przyjemność sprawiała mi rozmowa z ludźmi, którzy tam pracują, a korona z głowy mi nie spadła, kiedy śmieci z pokoju wyniosłam sama, odbierając od pokojówek czyste worki na śmieci, zapas papieru toaletowego czy wodę mineralną. JEDZENIE Tu powiem tak: o ile ogród wywołał u mnie westchnienie w stylu: matko przenajświętsza!, to jedzenie… brakło mi słów. Jako wielbicielka smaków wszelakich i pasjonatka gotowania, poczułam, że oto wstąpiłam do kulinarnego raju. Jedzenie mnie powaliło! Padłam! Jak babcię kocham – padłam! Potrawy są nie do opisania i nie do przejedzenia. Delektowałam się i wzdychałam, wydając z siebie pomruki: 'Oooo boże! Jaki to ma smak'… I chociaż bardzo starałam się spróbować wszystkiego (a co tam dodatkowe kilogramy, nieważne, to nieistotne, idzie zima, schowa się pod kurteczką :)), było to po prostu niemożliwe do wykonania. W hotelu znajduje się główna restauracja Savarona (z obłędnym sufitem), snack bar, bar przy basenie, bar w lobby. Do tego dania z grilla lub lokalne potrawy pieczone i smażone na poczekaniu, automaty z napojami w restauracji, przy plaży, przy barze, przy snack barze. Ja byłam zachwycona jakością jedzenia, estetyką podania, szybkością uzupełniania brakujących dań (nie miało znaczenia o której godzinie przychodziliśmy na posiłek – nigdy niczego nie brakowało), ale przede wszystkim niezwykłą pracowitością, zgraniem i zaangażowaniem personelu. Posiłki różnorodne i urozmaicone. Na słodko, na słono, na ostro, co kto lubi. I mięsożercy i wegetarianie mogli znaleźć coś dla siebie. Słodycze specyficzne, ale różnorodne – każdy znajdzie coś, co mu zasmakuje. Kawa, herbata, wino, woda, napoje. Wszystko szybko i sprawnie. Jedyna kolejka, w której stałam, to ta po Pide, robione na miejscu. Ale wierzcie mi, było warto, smak tych placków wynagradzał każdą minutę oczekiwania i do teraz śni mi się po nocach. W snack barze pizza, hamburgery, tosty, frytki, surówki, owoce, kawa, herbata, napoje, ayran. W wyznaczonych godzinach lody. Napoje alkoholowe - dżin z tonikiem i raki z sokiem pomarańczowym, które piłam - znakomite. Piwo raczej słabe i delikatniejsze niż jesteśmy przyzwyczajeni. PLAŻA, BASEN Plaża hotelowa jest kamienisto-żwirkowa, zejście do wody również kamieniste, ale łagodne, chociaż dość szybko robi się głęboko. Obuwie do wody pomaga, ale nie jest konieczne. W wodzie spokojnie można hasać na bosaka, na plaży raczej nie - kamienie bardzo mocno się nagrzewają. Na plaży pomost do skakania. Sama woda niezwykle słona, utrudniająca nurkowanie, ale za to łaskawa dla nie umiejących pływać. Plaża jest pilnowana przez dyskretnych ochroniarzy dość szybko reagujących na pojawienie się obcych gości. Znalezienie wolnego leżaka na plaży bezproblemowe o każdej porze dnia. Może jedynie leżaki w pierwszej linii okupowane bardziej, ale jeśli ktoś chciał się prażyć w pełnym słońcu, to mógł swój leżak przeciągnąć z cienia w słońce. Żaden problem. Tłumów na plaży nie stwierdziłam, było bardzo dużo wolnego miejsca w wodzie, a po godzinie 12.30, kiedy przychodził czas obiadu, plaża wręcz pustoszała, więc hulaj dusza, piekła nie ma. W lewo, w kierunku Kemer, jest duży kawałek publicznej plaży – całkowicie pusty, więc jeśli jakaś maruda chciałaby poprażyć się w pełnym słońcu bez współtowarzyszy na lądzie i w wodzie – bardzo proszę, można było korzystać do woli. Temperatura wody w drugiej połowie sierpnia idealna. Temperatura powietrza wysoka, o 10-ej rano już 34 stopnie, o 23-ej często 32, ale było to bezproblemowe do wytrzymania. Tureckie słońce opala nawet w cieniu i nic mu się nie oprze – nawet filtr SPF 50+. Baseny trzy, w tym jeden kryty, czynny sezonowo. W czasie mojego pobytu nie był otwarty. Dwa pozostałe baseny czyste, ale woda aż nazbyt ciepła, więc z nich nie korzystałam. Leżaki przy basenie dziwnym zwyczajem rezerwowane ręcznikami od samego rana, a właściwie już poprzedniego wieczoru. Na małym basenie zjeżdżalnia czynna w wyznaczonych godzinach. Do tego plac zabaw dla dzieci, korty, tenis stołowy, siatkówka plażowa, łaźnia turecka. Bezpłatne parasole, leżaki, materace i ręczniki plażowe, które można było wymienić na recepcji trzy razy w tygodniu. Centrum Spa dodatkowo płatne. MIEJSCOWOŚĆ I OKOLICE Miejscowość Kiriş bardzo mała, właściwie z jedną główną ulicą (w ciągu dnia raczej opustoszałą), wzdłuż której stoją hotele i sklepiki. Jeśli ktoś nie lubi wielkich kurortów, a ceni sobie spokój, będzie zadowolony. Oczywiście nie mam na myśli wyprawy do sklepików (w których brak podanych cen), bo tutaj spokoju nie zaznamy - będziemy zaczepiani na każdym kroku i momentami będzie to wręcz bezczelne, co przyznam, że w pewnym momencie trochę mnie zniesmaczyło. Oczywiście rozumiem, że taka kultura, ale jest różnica pomiędzy cwaniaczkami chcącymi wcisnąć chińszczyznę, a prawdziwymi sprzedawcami i lokalnymi produktami. Cel wakacji: leżeć i nic nie robić. Taaa, łatwo mówić, kiedy szczyt Tahtali oglądany codziennie z plaży woła: „chodź do mnie”. Nie opierajcie się! Widoki z góry wywołują chwilowe wstrzymanie oddechu, ale o tym wspomina chyba każdy, kto był i widział. Polecam wjazd na tą górę każdemu – nie zawiedziecie się! Prócz tego odwiedziliśmy również Kemer, do którego bez najmniejszego problemu można dostać się dolmuszem za jedyne 1 euro od osoby. Wystarczy wyjść na ulicę i po prostu machnąć ręką. Podróż trwa kilka minut, a samo Kemer urokliwe, chociaż to już nieco większy kurort niż Kiriş. Cel wakacji: leżeć i nic nie robić. Tak, tutaj naprawdę można wypocząć w ten sposób. Ale jest to też świetna baza wypadowa do starożytnego Miasta Phaselis, do starożytnego Olympos, można skorzystać z wycieczki do starożytnej Myry, a na spragnionych mocniejszych wrażeń czeka spływ rwącą rzeką w górach Taurus. Podsumowując: hotel i ogród sprzyjają wypoczynkowi. Nie ma może przepychu i złotych klamek, ale komu to potrzebne? Jest za to coś o wiele ważniejszego: luźna, wakacyjna atmosfera, uśmiechnięty personel i poczucie, że mogłabym tutaj wrócić, chociaż z zasady nie wracam dwa razy w to samo miejsce. Nawet jeśli chciałabym uczepić się takich drobiazgów jak zbyt głośna muzyka podczas animacji na basenie czy słuchanie rosyjskiego rapu puszczanego na plaży – to się nie uczepię, bo to nie miało znaczenia. Wręcz przeciwnie - było zabawne, odmienne i wzruszające. Zbyt hałaśliwi i rzucający się na jedzenie Rosjanie? I co z tego? Spójrzmy na niektórych Polaków zalewających robaka od pierwszych minut otwarcia hotelowego baru i wiecznie narzekających oraz licytujących się ile to dali za wczasy. Każdy naród i każdy człowiek mają swoje przypadłości, wady, czy jak to inaczej nazwać. Na wybór gości hotelowych nie mamy wpływu. Na wybór hotelu: TAK. Jestem przekonana, że każdy, kto wybierze Sailor's Beach Club, wróci do domu z poczuciem, że oto naprawdę wypoczął.