30 milionów lat samotności – tyle trwa ewolucyjna przygoda Australii, najmniejszego kontynentu świata, który po rozpadzie Gondwany – południowego superkontynentu – ruszył własną drogą. Odcięta od reszty lądów, z unikalną fauną, którą Europejczycy odkryli dopiero w 1606 roku, Australia stała się domem dla niezwykłych zwierząt – od jajorodnych stekowców po wszędobylskie torbacze. Zróbmy szybki skok na ten odległy kontynent i przyjrzyjmy się najważniejszym zwierzętom Australii!
Spis treści:
- Wstęp
- Kangur
- Kangur rudy
- Koala
- Diabeł tasmański
- Wombat
- Kuoka
- Dziobak
- Kolczatka
- Dingo
- Krokodyle w Australii
- Meduzy w Australii
- Rekiny w Australii
- Pająki w Australii
- Węże w Australii
- Endemiczne zwierzęta Australii
- Niechciani przybysze z daleka
- Wielka australijska przygoda
Wstęp
Rdzenni mieszkańcy Australii do zwierząt podchodzili z szacunkiem. Mimo że stanowiły one część ich diety, uważali je za swoich przodków i żyli tak, by nie naruszać równowagi istot w przyrodzie. To właśnie tutaj, na końcu świata, wyodrębniły się więc stekowce — żywe ogniwo pośrednie pomiędzy gadami a ssakami. Tak jak gady, poruszają się na szeroko rozstawionych nogach i składają jaja. Jednocześnie, jak ssaki, karmią młode mlekiem. Z jedną różnicą: maluchy nie ssą sutków — bo stekowce ich nie mają, tylko… zlizują mleko z futra matki. Prawdziwymi władcami Australii są jednak torbacze! Od najmniejszych kretów workowatych, aż po potężne kangury rude – małe główki wystających z torby młodych dostrzec można tu wszędzie!
Kangur
Kangur to prawdziwy symbol Australii! Jego sylwetka, obok emu, pojawia się w herbie kraju. Symbolizuje postęp i nieustanne parcie do przodu narodu australijskiego — bo ani kangur, ani emu do tyłu się poruszać nie potrafią! Kangurów w Australii jest dwa razy więcej niż ludzi! Jedynie w Victorii i na wyspiarskiej Tasmanii przewaga jest po stronie człowieka. Nie oznacza to jednak, że zwierzęta te spotkać można tam na każdej ulicy. Kangury wybierają raczej rozległe trawiaste tereny i półpustynie. W miastach najlepiej wypatrywać ich o świcie lub zmierzchu… na polach golfowych, gdzie przychodzą się najeść świeżo skoszonej trawy albo w specjalnych sanktuariach zwierząt.
W Australii występuje około 50 gatunków kangurowatych — od rzadkich kangurów drzewnych z tropikalnego Queensland, przez gigantyczne kangury rude, aż po zdecydowanie mniejsze wallabies, które można zobaczyć nawet w parkach narodowych w samym Sydney — olbrzymia, 5 milionowa metropolia dosłownie jest nimi otoczona. Można powiedzieć, że kangury to australijskie „sarny” – żyją w stadach i są roślinożerne. Wbrew pozorom nie wszystkie kangury mają jednak torbę! Posiadają ją tylko samice. Ciąża trwa bardzo krótko, a po porodzie maleńki Joey — tak nazywane są w Australii kangurzątka — mierzący zaledwie 2 cm długości, samodzielnie przeczołguje się do torby i chwyta za sutek. Ten szybko pęcznieje w ustach młodego i niejako blokuje go tak, by… nie spadł na dno torby! Młode kangurzątka wychodzą z torby dopiero po około 6 miesiącach, ale okresowo powracają tam jeszcze co jakiś czas. Niezwykłe jest to, że samica może równocześnie wychowywać dzieci w różnym wieku i produkować dla nich dwa różne rodzaje mleka — mają przecież inne potrzeby. Jeszcze bardziej zadziwiającym jest fakt, że może ona nawet na jakiś czas wstrzymać ciążę — kiedy czuje, że zabraknie jej pożywienia do wykarmienia dziecka.
Choć wyglądają sympatycznie, w Australii kangury bywają uciążliwe – niszczą uprawy, potrafią zaatakować psy, a nawet ludzi. Skaczą też na drogi, powodując kolizje – dlatego auta na outbacku wyposażone są w specjalne roo bars, czyli zderzaki chroniące przed zderzeniem z kangurem.
Kangur rudy
To prawdziwy gigant spośród kangurowatych — dorosłe samce mogą osiągać, wraz z ogonem, nawet do 3 metrów długości! Ważą przy tym ponad 80 kilogramów i potrafią przeskoczyć jednym susem 9 metrów, poruszając się z prędkością 60 km/h! Zamieszkują przede wszystkim otwarte, trawiaste tereny australijskiego outbacku (rozległe, słabo zaludnione, półpustynne otoczenie. Zasadnicza część Outbacku pokrywa się z Wyżyną Zachodnioaustralijską oraz Wielkim Basenem Artezyjskim.), szczególnie na trasie w stronę Adelajdy. W sanktuariach zwierząt rzadko można je zobaczyć – i to nie bez powodu. Samce kangurów rudych potrafią być bardzo waleczne: mają niezwykle silne przednie kończyny, które zaopatrzone są w ostre pazury, a podpierając się ogonem, potrafią zarówno boksować, jak i zadawać ciosy tylnymi nogami. W starciu z takimi przeciwnikami człowiek ma więc małe szanse wyjść bez szwanku.


Koala
Koala znaczy „nie pije”. Tak właśnie nazwali go Aborygeni, zauważając, że ten uroczy torbacz rzadko sięga po wodę. Większość potrzebnych do życia płynów czerpie z liści eukaliptusa, które są jego głównym – a w zasadzie jedynym – pożywieniem. Wbrew pozorom, jest on jednak dość wybredny i z ponad 500 gatunków eukaliptusów wybiera liście jedynie 15! Jako że jest to dość monotonna i mało bogata w składniki odżywcze dieta, to jeść musi prawie bezustannie! Z drzewa „misie” schodzą więc niemal jedynie podczas okresu godowego i za potrzebą.
Jak przystało na torbacza, samica nosi młode w torbie, ale ewolucja i tu zadziałała. U kangura otwór torby skierowany jest ku górze, u koali – w dół. Dzięki temu, gdy maluchy dorosną, mogą łatwo wspinać się na plecy mamy i podróżować na jej futrzanym grzbiecie.
Obecnie koale objęte są ochroną. Żyją na wschodnim wybrzeżu Australii – od gorącego Queensland po chłodniejszą Victorię. Spotkanie ich w naturze nie jest jednak takie łatwe. Niemal nieustannie śpiąc lub w bezruchu przeżywając, na drzewie wyglądają jak szara, nieruchoma kulka, zlewająca się z liśćmi eukaliptusa.

Diabeł tasmański
Wielu z nas diabła tasmańskiego kojarzy głównie ze słodką postacią z kreskówek, ale pierwszym mieszkańcom Australii przypominał raczej postać z piekła rodem. Kraj ten założony został jako kolonia karna — więźniowie zakuci w kajdany na dalekiej Tasmanii, słysząc w chłodne noce jego przedziwne wrzaski, byli święcie przekonani, że wydobywają się one wprost z czeluści piekielnych… a nie z uroczego pyszczka tego torbacza.
Diabły tasmańskie prowadzą raczej samotnicze życie, ale kiedy już spotkają się przy padlinie lub w okresie godowym, potrafią zamienić las w prawdziwą scenę walki. Ich kłótnie to nie tylko wrzaski, ale i starcia. Całe szczęście, torbacze te odznaczają się wyjątkową krzepliwością krwi. Ratuje je to przed wykrwawieniem, a naukowcy badają ten fenomen, widząc w nim szansę na opracowanie terapii dla ludzi cierpiących na hemofilię. Niestety same diabły nie są całkowicie bezpieczne — podczas takich walk mogą zarazić się śmiertelnym rakiem pyska.
Co ciekawe, „piekielna” natura diabłów tasmańskich ujawnia się wcześnie: już młode rywalizują ze sobą o dostęp do mleka matki — samica ma tylko cztery sutki do karmienia, a rodzi zwykle nawet kilkanaścioro szczeniąt. Kto pierwszy, ten… przeżyje!


Wombat
Obok koali, wombat jest jednym z nielicznych australijskich torbaczy, których Aborygeni nigdy nie włączyli do diety. Możliwe, że powodem była niezwykle twarda i wytrzymała pancerna tylna część ciała, która służy wombatom do obrony… poprzez zgniecenie.
Wombaty żyją w dość głębokich, ziemnych norach, a gdy poczują zagrożenie, chowają się w tunelu tak, żeby ich twardy kuper wystawał na zewnątrz. Kiedy drapieżnik próbuje go zaatakować, wombat po prostu na niego siada. Co więcej, wombaty mają jeszcze jedną niezwykłą zdolność: ich odchody są sześcienne. Naukowcy do dziś badają, jak natura pozwala stworzyć tak geometrycznie idealne bryłki.

Kuoka
Kuoka w ostatnich latach zyskała sobie miano najbardziej uśmiechniętego zwierzątka świata. Małe torbacze szybko stały się gwiazdami mediów społecznościowych – selfie z kuoką to dziś niemal obowiązkowy punkt każdej wycieczki do Australii!
Kuoki zamieszkują południowo-zachodnią część kontynentu, a szczególnie często można je spotkać na Rottnest Island, wyspie położonej niedaleko Perth. Jest ich tam tak dużo, że pierwsi europejscy przybysze — Holendrzy, pomylili je nawet ze szczurami, nadając wyspie błędną nazwę Wyspa Gniazda Szczurów.


Dziobak
Dziobak to jedno z najbardziej niezwykłych stworzeń na świecie – wygląda, jakby został pozszywany z kilku innych zwierząt. Ma kaczy dziób, sierść wydry, ogon bobra, błony pławne między palcami, a na dodatek… jadowity kolec na tylnej nodze. Gdy w XVIII wieku wypchany dziobak został po raz pierwszy zaprezentowany w Europie, ludzie byli pewni, że to żart. Tymczasem zwierzę to istnieje naprawdę: występuje na Tasmanii oraz wzdłuż wschodniego wybrzeża Australii, a szczególnie licznie w okolicach miejscowości Bombala, gdzie planowano kiedyś budowę nowej stolicy kraju. Preferuje czyste strumienie i potoki, w których nurkuje w poszukiwaniu owadów i małych skorupiaków. Dziobak to prawdziwy cud ewolucji — obok kolczatki, jest jedynym żyjącym do dziś przedstawicielem stekowców — ogniwa pośredniego pomiędzy gadami a ssakami.


Kolczatka
Kolczatka to kolejny niezwykły stekowiec i choć przypomina jeża, jest od niego znacznie większa. Jej ciało pokrywają twarde kolce, a długie, po gadziemu szeroko rozstawione łapy pozwalają jej kopać w ziemi i poszukiwać pożywienia, głównie owadów i larw. Wydłużony ryjek służy jako narzędzie do wykrywania termitów i mrówek. Zwierzęta te prowadzą skryty tryb życia, mieszkając w niewielkich norkach w południowo-wschodniej Australii. Tak jak dziobaki składają jaja — unikat w świecie ssaków. Preferują raczej samotniczy tryb życia, więc ciężko je spotkać w naturze.

Dingo
Jeszcze do niedawna naukowcy toczyli spór o to, czy dingo to wilk, czy pies. Ostatecznie badania genetyczne potwierdziły jednak, że to zdecydowanie pies i że przybył on na kontynent australijski razem z pierwszymi Aborygenami. Pierwotnie służył im do ogrzewania się w długie, zimne noce, z biegiem lat jednak zdziczał, a pamięć o jego domowych początkach się zatarła. Powstały też różne odmiany barwne: od piaskowo-białej, przez rudo-przypalaną, aż po czarną. W wyniku krzyżowania się z przywiezionymi przez europejskich osadników psami domowymi obecnie ciężko już jest spotykać zupełnie oryginalne, dzikie dingo. Podobno ostatnie takie psy żyją na wyspie K’ Gari — dawniej nazywanej Wielką Wyspą Piaszczystą — gdzie odizolowane od reszty świata zachowały swój unikalny genotyp.
Dingo są wszędobylskie – spotkasz je niemal na całym kontynencie, najłatwiej na outbacku. Czasem pojawia się też w pobliżu osad ludzkich i restauracji, licząc na smaczny kąsek. Z jednym wyjątkiem: południowy wschód Australii został odgrodzony dingo fence – gigantycznym płotem, który ma chronić największe w tym kraju stada krów i owiec. Jego długość odpowiada ¼ długości Wielkiego Muru Chińskiego! Trzeba jednak pamiętać, że to dzikie zwierzęta – choć ataki na ludzi zdarzają się bardzo rzadko, lepiej zachować bezpieczny dystans.


Krokodyle w Australii
W Australii żyją dwa gatunki krokodyli – i choć różnią się charakterem, oba potrafią wzbudzić respekt. Pierwszy z nich to krokodyl australijski, zwany też słodkowodnym. Dorasta do 3 metrów długości, mieszka w rzekach północy i najchętniej poluje na ryby. Choć wygląda groźnie, w rzeczywistości woli się trzymać z dala od ludzi i rzadko jest dla nich zagrożeniem.
Zupełnie inaczej wygląda sprawa z krokodylem różańcowym. To prawdziwy gigant i największy gad na świecie: dorosłe samce osiągają nawet 7 metrów długości i ważą ponad tonę! Australijczycy mówią na niego salty, bo spotkać go można nie tylko w oceanie, ale też w słonych namorzynach i rzekach. Nic dziwnego, że na północy kraju plaże bywają i piękne, i groźne – na wielu z nich stoją tablice ostrzegające turystów przed tymi drapieżnikami i zakazujące kąpieli.

Meduzy w Australii
Australia – kontynent-wyspa, otoczona oceanami ze wszystkich stron – to prawdziwe królestwo meduz. Mimo małych rozmiarów potrafią być groźne, dlatego trzeba na nie uważać. Najbardziej niebezpieczna z nich to kubomeduza, zwana też morską osą. Jej parzydełka zawierają jad, który może zabić dorosłego człowieka w zaledwie minutę. Długo poszukiwanym lekiem na jej śmiertelny jad okazał się… zwykły ocet. Po latach badań naukowcy odkryli, że to właśnie on neutralizuje toksyny, dlatego na niemal każdej publicznej plaży w Australii znajdziesz charakterystyczne butelki z octem. Na plaży często natkniesz się też na inne zagrożenie – żeglarza portugalskiego. To niebieskie małe zwierzątko z charakterystycznym „żaglem” i długimi czułkami wygląda niepozornie, ale jego parzydełka potrafią solidnie poparzyć.
Rekiny w Australii
Podobnie jak meduzy, rekiny w Australii mogą pojawić się praktycznie wszędzie, gdzie jest woda. Ich obecność to stały element życia nad oceanem, a ryzyko ataku traktowane jest tu jako oczywistość. Należy pamiętać, że ocean to ich dom, a my jesteśmy tylko gośćmi — dlatego należy zachować ostrożność.
Nawet na najsłynniejszych plażach Sydney – takich jak Bondi Beach czy Manly – ratownicy regularnie ogłaszają alarmy. Czasem surferów i pływaków do wyjścia z wody zmuszają nie tylko gwizdki, lecz nawet komunikaty nadawane z helikopterów patrolujących wybrzeże. Widok ludzi opuszczających w pośpiechu ocean, podczas gdy nad głowami krąży maszyna ostrzegająca przed rekinem, to w Australii codzienność, do której miejscowi zdążyli się przyzwyczaić. W wodach otaczających Australię żyje niemal 170 gatunków tych drapieżnych ryb – od niewielkich i zupełnie niegroźnych, aż po olbrzymie żarłacze tygrysie. Większość z nich w swoim menu ma głównie ryby, foki i żółwie, a ludzi atakują wyjątkowo rzadko. Statystycznie co roku zdarza się jedynie 20 takich przypadków, w tym zaledwie 1 śmiertelny, i dotyczy to głównie surferów. Z perspektywy rekina, ich sylwetka przypomina unoszącą się na wodzie fokę. Można więc śmiało powiedzieć, że prawdopodobieństwo bycia zaatakowanym przez rekina w Australii jest dużo mniejsze, niż, że uderzy w nas piorun!


Pająki w Australii
Zmora każdego turysty, codzienność Australijczyka! Choć turyści najczęściej zastygają na widok ogromnych huntsmanów – ich odnóża mogą mieć kilkanaście centymetrów rozpiętości – to w rzeczywistości nie one stanowią największe zagrożenie. O wiele groźniejszy jest atraks, pająk lejkowiec, często spotykany w okolicach Sydney. Potrafi przebić nawet ludzki paznokieć, a jego jad jest tak silny, że ukąszenie wymaga natychmiastowej pomocy medycznej!
Już od dziecka Australijczycy uczeni są więc, by przed włożeniem butów porządnie je wytrzepać na wypadek, gdyby skrył się tam jakiś pająk. Ostrzeżenia te traktują na tyle poważnie, że w tym kraju został nawet zakazany… jeden z odcinków popularnej kreskówki “Świnka Peppa”, a to dlatego, że padają w nim słowa: “to tylko pająk, nie ma się co bać”. Tu lepiej zachować ostrożność!
Węże w Australii
Choć w świecie często się mówi, że w Australii pająki i węże czają się na każdym kroku, nie jest do końca prawdą. Jedne i drugie trzymają się raczej terenów zielonych, ogrodów i parków. Do położonych w miastach domostw zakradają się raczej sporadycznie. Kiedy już jednak się pojawią, sieją prawdziwe przerażenie! Faktem jest, że w Australii żyje 20 z 25 najbardziej jadowitych gatunków świata!
Najgroźniejszym z nich jest bez wątpienia olbrzymi tajpan pustynny — najbardziej jadowity wąż świata. Jedno ukąszenie tego gada zawiera dawkę jadu, która mogłaby zabić kilkudziesięciu dorosłych ludzi! W pobliżu ludzkich osiedli częściej spotyka się brown snake – mniej jadowitego niż tajpan, ale wciąż wyjątkowo niebezpiecznego. Jest szybki, łatwo się irytuje i w sytuacji zagrożenia nie waha się zaatakować.
Australijczycy wiedzą jednak, że przezorność to podstawa. Dlatego od najmłodszych lat uczą się sprawdzać buty, kosze na śmieci, płoty, a nawet dachy – po ulewnych deszczach węże potrafią spaść z drzew na dachy domów i stamtąd przedostać się do ogrodu. Koszenie trawy jest tu więc prawnym obowiązkiem! Dla przeciętnych turystów, ryzyko spotkania jadowitego węża na trasie wycieczki jest niewielkie. Z bliska można je oglądać głównie w sanktuariach zwierząt, gdzie przebywając w specjalnych terrariach, zamiast grozy budzą fascynację.


Endemiczne zwierzęta Australii
O kangurach i koalach słyszał chyba każdy, ale torbacze i stekowce to nie jedyne ewolucyjne perełki kraju. Australia to prawdziwy raj dla biologów! To jedyne miejsce na świecie, gdzie do dziś zachowały się Nothomyrmecia Macrops, owady pochodzące z czasów, gdy mrówki i osy były jednym gatunkiem. Co ciekawe, odkryto je całkiem przypadkiem – samochód naukowców zepsuł się na pustkowiu, a czekając na ratunek, mieli okazję obserwować te dziwaczne stworzenia spacerujące po drzewach.
Okrytą przez naszego rodaka — Pawła Edmunda Strzeleckiego — krainę Gippsland, położoną w południowej Victorii, zamieszkuje inny unikalny gatunek — olbrzymie, dochodzące do 2 m długości i 20 mm średnicy dżdżownice. Podobno, kiedy przemieszczają się pod ziemią, słychać jakby coś ruszało się w rurach kanalizacyjnych!
Równie fascynujące są bandicoots — małe ssaki wielkości szczura, bardzo popularne w miastach, w pobliżu domków jednorodzinnych. Zdecydowanie trudniej już spotkać bilby (pol. wielkoucha). Ten torbacz występuje jedynie w zachodniej i północnej Australii. Uważany jest za lokalnego „króliczka wielkanocnego” – czekoladowe figurki biliby sprzedawane w tym czasie wspierają ochronę gatunku. Równie uroczym zwierzęciem jest kukubara — śpiew tego największego na świecie zimorodka przypomina śmiech dziecka! W północnym Queensland, w tropikalnych lasach, spotkamy kazuary – dalekich krewnych emu, wyposażonych w charakterystyczną narośl na głowie zwaną hełmem, ostry dziób i potężne pazury. To ptaki, od których lepiej trzymać się z daleka – potrafią zaatakować!
Nieco bardziej przyjazne są emu, które zwykle spacerują spokojnie, choć na początku XX wieku Australia wytoczyła im prawdziwą wojnę. Ptaki te wchodziły całymi stadami na pola pszenicy, niszcząc uprawy, co doprowadziło rolników do ostateczności — wezwania wojska. Mimo amunicji, wysiłków i wielu poległych, wojna z emu nigdy nie została oficjalnie rozstrzygnięta. Niestety, podobnej walki nie przetrwał wilkowór tasmański, dawniej nazywany tygrysem tasmańskim, groźny drapieżnik, którego pysk potrafił rozwierać się pod kątem… 180 stopni! Ostatni okaz, samiec o imieniu Benjamin, zmarł w ogrodzie zoologicznym w Hobart w 1936 roku, choć do dziś zdarzają się doniesienia o rzekomych obserwacjach tych torbaczy w odległych partiach gór Cradle Mountains — kontynent ten bez wątpienia jeszcze nie raz może zaskoczyć!




Niechciani przybysze z daleka
Choć endemiczne gatunki Australii są zachwycające, nie wszystkie stworzenia na kontynencie są rodowitymi Aussie. Kontynent ten opanowały także zwierzęta przypadkowo sprowadzone tu przez człowieka – przywiezione z Afganistanu do budowy kolei wielbłądy, dzikie konie zwane brumbies, a nawet olbrzymie ropuchy Aga, które zamiast pożerać szkodniki trzciny cukrowej, wyjadają jedzenie z misek kotów i psów.
Najbardziej katastrofalnym przykładem takiej inwazji są niepozorne króliki. Pewien mieszkaniec Nowej Południowej Walii, tęskniąc za ojczystą Anglią, sprowadził tu w połowie XIX wieku 24 osobniki tych puchowych zwierzątek. Szybko okazało się jednak, że króliki rozmnożyły się w tak zastraszającym tempie, że zaczęły zagrażać lokalnym gatunkom! Na szczęście udało się zahamować reprodukcję tych słodkich gryzoni.
Wielka australijska przygoda
Australijczycy, boleśnie doświadczeni przez inwazyjne gatunki, wyciągnęli wnioski – dziś granice kraju strzeżone są przez jedne z najbardziej rygorystycznych kontroli fitosanitarnych na świecie. Każdy podróżny przechodzący przez lotnisko musi liczyć się ze sprawdzeniem bagażu, by choć jeden niepożądany gatunek nie zakłócił kruchej równowagi tutejszej przyrody. Potem jednak droga do odkrywania nowych gatunków jest wolna! Podróż do Australii to nie tylko okazja, by zobaczyć kangury czy koale, ale także spotkanie z unikalną naturą, która jeszcze z pewnością niejednym zaskoczy. Właśnie w tym tkwi magia tego kontynentu!